Przy okazji wyjazdu do Włoch, postanowiliśmy zostać couchsurferami, czyli zatrzymywać się u lokalnych osób, by poznać odrobinę Włoskiej kultury od kuchni … poszukiwania kanapy lub raczej jej właściciela, zaczęliśmy dość wcześnie, bo na jakieś 6 tygodni przed wyjazdem. Najpierw stworzyliśmy profil, ale nie taki na ‘odwal się’. Bo ciężko, by ktoś pozytywnie rozpatrzył prośbę o przyjęcie u siebie w domu, osobę, której profil jest ciężkostrawny lub … świecący pustkami.
Potem przystąpiliśmy do poszukiwań – i tutaj mieliśmy ogromne szczęście, bo już druga osoba, do której się odezwaliśmy, odpisała w ciągu kilku minut! I się zgodziła. Był nią Antonio – jak się wkrótce dowiedzieliśmy, listonosz z niewielkiej miejscowości Pieve Ligurie, nieopodal Genui, w której lądowaliśmy.
U Antonio spędziliśmy pierwsze 2 noce naszego Włoskiego urlopu. Przed przylotem pisaliśmy ze sobą za pośrednictwem Couchsurfing-u, a na kilka dni przed naszym przybyciem wymieniliśmy się numerami i przerzuciliśmy na WhatsApp …
CZY WIESZ, ŻE … montujemy filmy z podróży i wakacji? Zajrzyj na naszą stronę VlogoVentura – nie pozwól by Twoje wspomnienia wyblakły! Stwórzmy razem Twój film!
A co będzię jeśli …
Kiedy nasz pociąg z Genui do Pieve Ligurie dojeżdżał na miejsce, towarzyszyła nam mieszanka ekscytacji, ciekawości z nutą obawy… mieliśmy spotkać się z nieznajomym, dać się zabrać do domu i zostać tam 2 noce… a co jeśli się nie pojawi? Albo co gorsza, pojawi się i wywiezie w pole?
Na szczęście Antonio się pojawił, przyjechał po nas na stację, pomógł nam zapakować plecaki do swojego autka i popędziliśmy… drogi wąskie, kręte i pod górę, a my pędziliśmy jak na rajdzie! Nie było jednak czasu na strach, o to co pojawi się za kolejnym zakrętem, bo już po kilku minutach byliśmy na miejscu. I tutaj niespodzianka – przecudny widok. Rzędy domków, przeplatane kamiennymi schodkami, które umożliwiają mieszkańcom na szybsze, choć i stromsze, przemieszczanie się pomiędzy ulicami, położonymi na różnych wysokościach góry. A na samym dole, spokojnie rozbijające się o skały, morze Liguryjskie. Byliśmy pod wrażeniem!
W ogrodzie Antonio rosły drzewa cytryn i limonki… dowiedzieliśmy się, że niektóre wiszą tak sobie już drugi rok! A świeże dojrzeją… zimą!
Antonio okazał się bardzo ciepłym i przyjaznym człowiekiem. Miał duszę romantyka. Uwielbiał wyglądać przez okno swojego mieszkania, wypatrując gwiazd na niebie, czy obserwując morze.
Pierwszego wieczoru poszliśmy wspólnie do lokalnej rodzinnej pizzerii, gdzie zajadaliśmy się przepyszną – tak zgadliście – pizzą domowej roboty. Ciasto dojrzewało 30 godzin, pizze były cieniutkie, brzegi chrupiące a dodatki pełne smaku … do tego zimne lokalne piwo (którego nie mogliśmy znaleźć już nigdzie indziej!).
Antonio opowiedział nam swoją historię, zaintrygowało nas to, że gościł u siebie ponad 100 couchsurferów! Jednego lata miał kogoś prawie każdego dnia – powinien dostać odznakę Super Hosta!
Wieczorem rozpisał nam pieczołowicie punkty warte zobaczenia w Genui. Opowiedział o każdej atrakcji w kilku słowach, żebyśmy potem sami mogli zdecydować, gdzie warto się wybrać. Dał nam też bardzo cenną wskazówkę – aby zaglądać do kościołów, nawet jeśli z zewnątrz mogą nie robić wielkiego wrażenia. Niektóre z zewnątrz wyglądają mało ciekawie, ale po wejściu zaskakują bogactwem zdobień … I to się sprawdziło!
Nic na siłę … Zawsze jest plan B!
Nasz plan na Włoską eskapadę miał na liście tylko jeden obowiązkowy punkt – przejść Lazurową Ścieżkę (Sentiero Azzuro) biegnąca przez 5 niewielkich wioseczek – z Włoskiego Cinque Terre. O tym możesz przeczytać w osobnym wpisie wędrówka wśród pięciu włoskich miasteczek.
Poza gwoździem programu, który był na mojej Bucket List, daliśmy się ponieść odrobinie spontaniczności … I zdecydowaliśmy, że trasę wyznaczymy bazując na odpowiedziach z CS … gdzie uda nam się znaleźć hostów tam się pokierujemy.
W środku lata, w kraju chętnie odwiedzanym przez turystów, o kanapę nie było łatwo! Na jedną noc, zatrzymaliśmy się w Pizie, a nocleg znaleźliśmy za pomocą AirB&B. Bardzo przyjemna aplikacja, gdzie głównie osoby prywatne, ogłaszają możliwość wynajmu pokoju, czy niekiedy całych mieszkań / domów. Często są to miejsca z bardzo fajnym klimatem – zdecydowanie ciekawsze niż pokój w hotelu. Cenowo bywa różnie.
Jednak po nocy z AirB&B wróciliśmy na kanapowy szlak!
Włosi z Toskanii – czyli 3 dni pełne ciepła, energii i spontaniczności!
W trakcie naszych wojaży po Pizie, dostaliśmy wiadomość o Marco – przesympatycznego, jak się potem okazało, emeryta, który wraz ze swoją żoną Silvaną, ugościł nas nieopodal Empoli.
Początkowo, mieliśmy zatrzymać się w ich domu, ale że temperatury były dość wysokie i zbliżał się weekend, postanowili zaprosić nas do letniego domku położnego na wzgórzu ponad miastem wśród winnic Toskani. Czas, który razem spędziliśmy był wyjątkowy. Pierwszego wieczoru Silvana i Marco zabrali nas na spacer, gdzie po raz pierwszy mieliśmy okazję skosztować figi prosto z drzewa. Niemyte, jak za dziecinnych czasów, śliwki czy czereśnie! Zobaczyliśmy też słynne toskańskie gaje oliwne (a na marginesie, nasi gospodarze mieli kilka odmian oliwy, każdą do czego innego!) i winnice.
Po powrocie, ugotowali dla nas Włoską kolację… pełną świeżych warzyw, kolorową i pachnącą. I toczyliśmy rozmowy o podróżach, o Polsce, Włoszech, codzienności i historii. Czuliśmy się, jak u dawno niewidzianej rodziny. Wszystko to siedząc na tarasie, z widokiem na toskańskie pola. Popijając lokalne winko. Otoczeni pięknem natury, włączywszy dziesiątki jaszczurek biegających po ścianach domku.
Kolejne dni wyglądały podobnie, za dnia zwiedzaliśmy, wieczorem gotowaliśmy i rozkoszowaliśmy się ciszą, spokojem, i doborowym towarzystwem. Poza jednym wieczorem kiedy to nasi hostowie, zupełnie spontanicznie, zaproponowali nocną eskapadę do miasta, z którego pochodził Leonardo Da Vinci.
Tutaj dowiedzieliśmy się, że za jego czasów nie było jako tako nazwisk, więc ludzie przedstawiali się swoim pierwszym imieniem, dodając skąd są. Leonardo był z Vinci, stąd Leonardo da Vinci!
Pomimo późnej pory i mroku, ruszyliśmy na nocną eskapadę. Vinci było niespełna 20 min drogi samochodem. Przeszliśmy się po miasteczku, zobaczyliśmy miejsce, w którym miał się urodzić Leonardo. Kilka replik jego prac. Silvana i Marco podśpiewywali Włoskie piosenki, opowiadali anegdoty związane i z tamtym miejscem i z ich własnym życiem. I bogatsi o kolejne doświadczenie wróciliśmy do domku.
Couchsurfing we Włoszech – podsumowanie!
Nasz włoski urlop dobiegł końca zdecydowanie za szybko. Byliśmy pod wrażeniem ciepła, otwartości i spontaniczności z jaką się spotkaliśmy, zarówno u Antonio jak i u Silvany i Marco. Mieliśmy ogromne szczęście by trafić na tak wspaniałych ludzi … Couchsurfing w naszym wypadku okazał się świetnym wyborem. Dał nam okazję posmakować odrobiny Włoskiego życia, zajrzeć w kilka miejsc, do których pewnie nie dotarlibyśmy jako turyści, podróżujący z przewodnikiem czy wujkiem Google.