Nie znam osoby, która nie marzyłaby o wylocie na Galapagos. Rajskie Wyspy kojarzą nam się ze zwierzakami-cudakami, których nie można spotkać nigdzie indziej, z żółwiami olbrzymami, błękitnym niebem, lazurową wodą …
Jednak dziś nie będzie o pięknie i rajskich klimatach … dziś zabieram Was na spacer do Ściany Płaczu (Wall of Tears / Muro de las Lagrimas).
Niechlubna historia Wysp Galapagos – Isla Isabela
Znajdujemy się na Wyspie Isabela – największej ze wszystkich, choć po dziś dzień mającej najmniej rozwiniętą infrastruktórę (porównując z pozostałymi zamieszkanymi przez ludzi). To tuaj w latach 1945-59 znajdowało się jedno z więzień czy obozów, do których zsyłano zbrodniarzy polityczni czy zwykłych przestępców, by właśnie na Galapagos odbyli swoją karę.
Władze obozu, nadużywając swojej pozycji i siły, zmuszały skazańców na morderczą pracę w ciężkich warunkach, której celem była budowa muru z kamieni. Nam trudno było wytrzymać na słońcu, mimo tego, że byliśmy zaopatrzeni w krem do opalania i butelkę wody, i nikt nie kazał nam targać ciężkich kamieni a potem stawiać z nich muru. Więc nie potrafiłam sobie nawet wyobrazić, przez co przechodzili ludzie, którzy trafili tam za karę. Z mizernym wyżywieniem, przy okrutnie wysokich temperaturach, wykonując tak ciężką pracę fizyczną.
CZY WIESZ, ŻE … montujemy filmy z podróży i wakacji? Zajrzyj na naszą stronę VlogoVentura – nie pozwól by Twoje wspomnienia wyblakły! Stwórzmy razem Twój film!
Mur Łez symbolem cierpienia i nieuzasadnionej śmierci
Najsmutniejszą częścią tej historii jest to, że Mur Łez nie miał celu – nikogo nie bronił. Nie był też barierą, która powstrzymywałaby więźniów przed ucieczką, bo uciekać nie było dokąd.
Stąd jest on symbolem cierpienia, umęczenia, katorżniczej syzyfowej pracy i nieuzasadnionej śmierci … I jest jednym z tych miejsc, które pamięta tę niechlubną historię Wysp Galapagos.
Historii wymazać się nie da – ale trasa na Ściana Płaczu jest przepięknym miejscem na spacer
Cała trasa ma trochę pozytywniejszy wydźwięk! I z centrum Port Villiams do Ściany Łez liczy około 7km (oficjalny fragment to 5km). Można ją pokonać na dwojaki sposób – rowerem lub pieszo. Udajemy się z centrum w kierunku odwrotnym do portu (główna droga, wzdłuż oceanu, jest jedna, więc nie sposób się pomylić!).
Na początek – spacer po plaży z Port Villiams
Idąc do południa, pierwszą część trasy można pokonać idąc plażą – podziwiając pelikany, które przesiadują na skałach, by co chwilę zerwać się i dać nura po porcję świeżych rybek! Po plaży biegają też inne ptaki – jedne, trochę większe z długim cienkim i zakrzywionym dziobem. Są bardzo płochliwe, i jak tylko się zbliżamy, szybciutko przebierają nóżkami by oddalić się na bezpieczną odległość.
Są i trochę mniejsze, te zdają się być odważniejsze, ale za to zazwyczaj widać je w większych grupkach. I nie zapomnijmy o czapli … Ta wygląda majestatycznie! Stoi sobie spokojnie, czasami tylko, leniwie schylając się by coś przekąsić…
Mijając zastygnięte czarne skały, powstałe z lawy z jednego z wulkanów Isla Isabeli, napotykamy rozmaite kraby – duże czerwone i bordowe, które łatwo wypatrzeć. I mniejsze czarne, wtapiające się w tło. Wszystkie zgodnie umykają (bokiem) jak tylko się do nich zbliżyć.
W tło lawowych skał, wtapiają się również iguany – malusie, średnie i te całkiem pokaźne. Wygrzewają się, by raz na czas ruszyć do wody na połowy. Podobno żywią się tylko algami.
Jak widać sam spacer po plaży jest dość imponujący.
Jeśli jednak wybraliście się odrobinę później, to jest duża szansa, że na plaży będzie przypływ. Wtedy jedyną opcją jest marsz piaszczystą drogą. I okazja by zobaczyć niewielki lokalny cmentarz.
Ściana Płaczu – dystans 5 km
Pierwsze 2 km za nami. Docieramy do oficjalnego wejścia. Tutaj, jak przy większości atrakcji na wyspach, należy się wpisać na listę odwiedzających, a przy powrocie należy się tez wypisać. Dane (typu narodowość) używane są do celów statystycznych.
Wejście na trasę to również ostatnia okazja na skorzystanie z toalety. I tutaj cenna rada – zawsze mniej ze sobą papier toaletowy (jako absolutne minimum), bo niestety, ale jest on rzadkością w toaletach publicznych na Galapagos i w ogóle w Ekwadorze.
Jak już jesteśmy przy kwestiach organizacyjnych, to prowiant też trzeba ze sobą zabrać (szczególnie duuuużo wody), bo po drodze nie ma żadnych sklepików. To jest po prostu park narodowy!
Atrakcja Ściana Łez – Wall of Tears jest ‘za darmo’ lub raczej jest wliczona w cenę biletu za wejście do Parku Narodowego Galapagos ($100), który kupuje się zaraz po wylądowaniu na wyspach.
Trochę nam się zeszło, ale w końcu czas ruszać!
Trasa wiedzie pośród połaci kaktusów, lawowych formacji, gdzieniegdzie odrobinę cienia zapewniają drzewka i krzewy, którym udało się gęściej i wyżej wyrosnąć. Choć przez większość spaceru jesteśmy jak na patelni – w bezchmurny dzień skazani na intensywne słońce (kto się nie wysmarował kremem ten cierpiał, oj cierpiał będzie!).
Idąc prosto do celu, potrzebujemy około godziny. Jednak po drodze znajduje się wiele zakamarków, które warto odwiedzić. Wszystkie oznaczone są wielkimi tablicami z nazwą ‘przystanku’. Większość podaje również odległość – jest to zazwyczaj 50-100 metrów.
Pierwsza jest maleńka plaża, z chatką i ławeczkami – idealna na piknik… i na podziwianie iguan, które się tam wylegują całymi chmarami. Kolejne prowadzą do punktów widokowych na jeziora, przy dobrym szczęściu można tam wypatrzeć jakieś ptaki, nam się żaden nie ukazał.
Za to wszędzie mnóstwo jest małych jaszczurek, przebiegających drogę, od czasu do czasu zatrzymujących się by z zaciekawieniem spojrzeć nam głęboko w oczy ?
W trakcie spaceru takich punktów mijamy kilka. Jest kolejna plaża, tym razem bardziej skalista. Jest i tunel, który powstał na skutek wybuchu wulkanu.
Jeśli odwiedzicie każdy z dodatkowych punktów, to nabijecie kolejny kilometr czy dwa, ale warto. Możecie to zobaczyć na naszym vlogu:
W naszej ulubionej odnodze, spotkaliśmy m.in. mini kraby … takie, które mają jeden szczypiec duży, a drugi malutki. Trzeba dobrze wytężyć wzrok, bo nieźle się kamuflują! Do tego bardzo szybko uciekają, jak tylko się gwałtowniej ruszyć. Spotkaliśmy też dwa cudne lwiątka morskie, które przyszły się z nami bawić!
Ostatnią odnogą, przed samym Murem Łez, jest punkt widokowy. Kosztuje on trochę wysiłku, szczególnie przy wysokich temperaturach, ale przy dobrej pogodzie widok jest cudny!
Poniżej jeszcze kilka informacji praktycznych – i nie pozostaje mi nic innego jak życzyć Wam udanego spaceru!
Informacje Praktyczne:
- Z centrum Puerto Villiam do ściany płaczu jest około 7km. Oficjalnie trasa ma 5 km, ale start (jak łatwo policzyć) znajduje się 2 km od centrum.
- Można pojechać rowerem – koszt wynajmu to $4 za godzinę, my poszliśmy pieszo. Moim zdaniem spacerując zwraca się uwagę na więcej szczegółów ?
- Atrakcja jest wliczona w koszt biletu, który kupuje się przy wjeździe na Galapagos (optymista rzekłby, że jest bezpłatna!)
- Jak w przypadku wszystkich parków i plaż na Galapagos, około 17-17:30 strażnicy zaczynają „zapraszać” do opuszczenia terenu atrakcji, a jeśli spacerujący w ich kierunku, zawracają z trasy.
- Koniecznie weźcie ze sobą wodę, krem do opalania, nakrycie głowy itp. (niby banał, ale my się wypuściliśmy z odrobiną wody i usychaliśmy po drodze jak te kaktusy! ?)
Jeśli Vlog Wam się spodobał, to koniecznie zasubskrybujcie – bo przez najbliższe miesiące będziemy serwować wideo-relacje z całej Ameryki Południowej! A czym jest nas więcej to i nam na sercach weselej ?